Zamach majowy 1926 r. i jego konsekwencje. Pozamachowe losy gen. Rozwadowskiego i jego współpracowników

Autor: Mariusz Patelski


W nocy z 14 na 15 maja 1926 r. premier RP Wincenty Witos oraz polski prezydent Stanisław Wojciechowski złożyli dymisje z zajmowanych urzędów na ręce marszałka Sejmu Macieja Rataja. Kilka godzin później marsz. Rataj wydał dekret o „likwidacji zajścia w ręce marszałka Piłsudskiego”, który objął resort spraw wojskowych w nowopowołanym rządzie Kazimierza Bartla. Akty te faktycznie zakończyły trzydniowe bratobójcze walki na ulicach Warszawy.


zk3

Generał Tadeusz Rozwadowski internowany w Wilanowie


22 maja 1926 r. marszałek Piłsudski wydał znany rozkaz do wojska, w którym przyznawał rację obu walczącym stronom, zapowiadał niewyciąganie konsekwencji wobec pokonanych oraz zgodę i pojednanie. Już najbliższe dni pokazały, że obietnice marszałka nie objęły wyższych rangą dowódców, którzy opowiedzieli się po stronie legalnego rządu. Generałowie Tadeusz Rozwadowski (1866-1928), Włodzimierz Zagórski (1882-1927?), Bolesław Jaźwiński (1882-1935) zostali internowani pierwotnie w Wilanowie, a cel ich przetrzymywania pozostawał niejasny.


Marsz. Piłsudski przeprowadził zamach uzasadniając go koniecznością walki ze złodziejstwem, aferami i innymi nieprawościami w państwie. Po zwycięstwie hasła należało uzasadnić, osądzając domniemanych aferzystów. Szermując hasłami uzdrowienia sytuacji w wojsku można było jednocześnie usunąć z armii przeciwników marszałka. Wiele decyzji podejmowanych przez Piłsudskiego po zamachu dotyczyło też spraw personalnych. Marszałek zażądał m.in. od Naczelnego Prokuratora Wojskowego gen. Józefa Dańca oraz od Prezydenta Najwyższego Sądu Wojskowego gen. Jakuba Krzemieńskiego przedstawienia spisu spraw karnych i honorowych dotyczących generałów: Władysława Sikorskiego, Michała Żymierskiego, Jaźwińskiego, Rozwadowskiego, Zagórskiego oraz Juliusza Malczewskiego. Jednocześnie marszałek zalecił znaleźć podstawy prawne, na mocy których można było prowadzić śledztwo przeciw generałom: Rozwadowskiemu, Zagórskiemu i Jaźwińskiemu, „a chociażby trzymać ich pod aresztem”.


Wypełniając wolę Piłsudskiego, gen. Krzemieński dostarczył 21 maja dossier w sprawie generałów Rozwadowskiego, Zagórskiego, Jaźwińskiego i Żymierskiego. Tegoż dnia szef Korpusu Kontrolerów gen. Roman Górecki przedstawił również obszerny raport z „Wynikami kontroli przeprowadzonej przez Korpus Kontrolerów” w sprawie generałów Rozwadowskiego, Józefa Hallera oraz Żymierskiego, Zagórskiego i Jaźwińskiego. Wówczas też zapadła oficjalna decyzja o aresztowaniu zatrzymanych generałów.


Niebawem: Rozwadowskiego, Zagórskiego i Jaźwińskiego odstawiono (21 maja) do Wojskowego Więzienia Śledczego nr I (WWŚ) przy ul. Dzikiej 19 w Warszawie, a następnie (26 maja) z rozkazu gen. Konarzewskiego (któremu formalnie podlegali) przetransportowano ich do wojskowego więzienia na Antokolu w Wilnie.


Uzasadniając wywiezienie generałów do Wilna, gen. Konarzewski stwierdzał: „Wobec tego, że areszt śledczy (…) przez niektóre czynniki jest nadal komentowany jako kara za udział w akcji zbrojnej w dniach 12 do 15 maja br., co bezwzględnie wpływa na podniecenie w obecnej chwili opinii publicznej i może stać na przeszkodzie spokojnemu, na zasadzie prawa i sprawiedliwości prowadzonemu śledztwu sądowemu w powyższej sprawie, zarządzam chwilowe usunięcie obwinionych ze stolicy i polecam odstawić ich do Wojskowego Więzienia Śledczego w Wilnie…”.


Wkrótce do więźniów na Antokolu dołączył gen. Juliusz Tarnawa-Malczewski (1872-1940?) – były minister spraw wojskowych oraz inicjator i fundator budowy Grobu Nieznanego Żołnierza w Warszawie. Minister został pierwotnie uwolniony z Wilanowa wraz z innymi członkami rządu. Tego dnia, na własną prośbę został zwolniony, przez zastępującego Prezydenta RP marsz. Sejmu Rataja, ze stanowiska ministra spraw wojskowych. 18 maja generała odwiedził nowy premier Bartel i nakłonił go, by w imię solidarności z internowanymi dowódcami wojsk rządowych, zgodził się powrócić do miejsca ich uwięzienia w Wilanowie. W następstwie tej rozmowy Malczewski został ponownie aresztowano, przez ppłk. Juliusza Ulrycha, ale miast trafić do Wilanowa został uwięziony w składzie drewna przy ul. Czerniakowskiej. Stamtąd przewieziono go do baraku żandarmerii na Pradze, a następnie 29 maja do więzienia przy ul. Dzikiej. Kolejnego dnia gen. Malczewski został przetransportowany do Wilna. Byłemu ministrowi zarzucono lżenie wziętych do niewoli szwoleżerów 1. p szwol. oraz o znieważenie ppłk. Kazimierza Hosera, rtm. Wacława Calewskiego, por. Aleksandra Treberta oraz chor. Gontarka. W późniejszym czasie dodano także zarzut o obrazę wyższego stopniem – marszałka Józefa Piłsudskiego, o którym generał wyraził się „słuchacie tego starego dziada Piłsudskiego”. W oficjalnych dokumentach próżno szukać natomiast informacji, pojawiającej się w niektórych publikacjach, o tym jakoby gen. Malczewski osobiście bił szpicrutą pojmanych szwoleżerów oraz pluł im w twarz.


Wywiezienie generałów z Warszawy wywołało poruszenie opinii publicznej. Natarczywe pytania dziennikarzy prasy opozycyjnej zmusiły ostatecznie władze do sformułowania oficjalnych zarzutów wobec aresztowanych. Wedle komunikatu Gabinetu Ministra Spraw Wojskowych gen. Rozwadowski został obwiniony „o nadużycie swej władzy z chęci zysku ze szkodą dla skarbu wojskowego, w popieraniu wyzyskującego wojsko „Zrzeszenia Pracy”, którego był członkiem i głównym udziałowcem wobec władz wojskowych, (…); o występek (…) popełniony przez skłonienie za pomocą oszukania osób postronnych do zawarcia niekorzystnych dla nich umów majątkowych; ze świadomością niemożności wypełnienia wobec nich obowiązków kontrahenta (…); o zbrodnie (…) popełnioną przez nadużycie władzy urzędowej na szkodę armii, odnośnie do przyjmowania dla celów wojskowych dostaw broni”. Charakterystyczne, że nowe władze nie nakazały aresztowania gen. Józefa Hallera oskarżanego także o nadużycia w sprawie „Zrzeszenia Pracy”. W odróżnieniu od Rozwadowskiego gen. J. Haller nie wziął jednak czynnego udziału w walkach majowych.


Gen. Włodzimierzowi Zagórskiemu w powyższym komunikacie zarzucano, że jako były szef Departamentu Lotnictwa MSWojs. odpowiedzialny był za nadużycia przy zakupie sprzętu lotniczego dla Wojska Polskiego czym naraził skarb na wielkie straty. Później dodano także zarzut o wydanie rozkazu bombardowania przez lotnictwo oddziałów przeciwnika, co miało rzekomo spowodować wielkie straty wśród bezbronnej ludności cywilnej. Ostatecznie władze odstąpiły jednak od tego zarzutu.


Ostatniego z wymienionych gen. Bolesława Jaźwińskiego obwiniano m.in., iż celowo nie zapobiegał nadużyciom swych podwładnych z Wojskowego Instytutu Geograficznego oraz „nadużywał wojskowych środków lokomocji na korzyść osób prywatnych”. Warto wspomnieć, że gen. Jaźwiński w czasie zamachu majowego, wedle opinii naocznych świadków, pragnął się opowiedzieć po stronie marsz. Piłsudskiego, jednak został zatrzymany przez prezydenta Wojciechowskiego.


W zakończeniu komunikatu zaznaczano, wbrew prawdzie, że: „Obwinienia te nie pozostają w żadnym związku z momentami politycznym, ani z wypadkami ostatnich dni w stolicy”. Przebywający w wileńskim wiezieniu generałowie nadal pozostawali w jurysdykcji Wojskowego Sądu Okręgowego (WSO) nr I w Warszawie.


Już sam wybór miejsca uwięzienia był swoistą szykaną w stosunku do aresztowanych generałów. W więzieniu na Antokolu panowały szczególnie trudne warunki bytowe. Wizytujący 29 maja wileńskie więzienie prokurator wojskowy mjr Duczymiński w raporcie do Naczelnego Prokuratora Wojskowego donosił m.in.: „Stwierdziłem, że stan ogólny gmachu więziennego wymaga koniecznie kapitalnego remontu; w wielu celach i kurytarzach tynk ze sufitu odpada, wiele ścian głęboko zarysowanych…”. Z powodu zupełnej ruiny w wiezieniu nieczynny był oddział zamknięty i najprawdopodobniej ambulatorium. Z tego powodu więźniowie zmuszeni byli korzystać z opieki lekarskiej w Szpitalu Wojskowym Obszaru Warownego – Wilno, co wiązało się z kolei z uzyskaniem zgody „odpowiedniego dowódcy” w Warszawie. Oczywiście skuteczność takiej opieki lekarskiej stawała się co najmniej problematyczna.


Wraz z nadejściem jesieni dodatkowym utrapieniem dla więźniów był panujący w celach przejmujący chłód. Ze względu na bardzo zły stan pieców więzienie opalano bardzo oszczędnie, obawiając się pożaru. Mimo tych środków ostrożności 29 listopada 1926 r. w WWŚ nr III nastąpiło zapalenie belek spoczywających na jednym z pieców, na szczęście załodze więzienia udało się stłumić płomienie przed przybyciem straży pożarnej.


Warunki egzystencji uwięzionych próbował nieco poprawić komendant więzienia kpt. Zygmunt Tymański oraz jego zastępcy, wśród których jeden był podwładnym generała z czasów obrony Lwowa. Komendant więzienia własnymi siłami wyremontował przeznaczone dla generałów cele położone na drugim piętrze więzienia z widokiem na Wilię. Niestety, funkcjonariusze ci nie mieli wpływu na surowy reżim więzienny, jaki zastosowano, z polecenia władz warszawskich, wobec generałów. Więźniowie początkowo byli poddani ścisłej izolacji, a także nie wolno im było czytać żadnej prasy. Dopiero przypuszczalnie nacisk opinii publicznej, a prawdopodobnie także interwencja dowódcy Okręgu Korpusu nr III gen. Berbeckiego zmieniły ten stan.


Konieczność kontaktowania się z władzami w Warszawie we wszelkich sprawach dotyczących osadzonych przysparzała im dodatkowych kłopotów. W znacznym stopniu utrudniało to kontakt z rodziną i adwokatami oraz w nieskończoność wydłużało okres oczekiwania na wszelkie wiadomości od i do aresztowanych, wszelka korespondencja poddawana była bowiem skrupulatnej cenzurze prowadzonej w stolicy, część listów natomiast w ogóle nie dochodziło.


Warunki uwięzienia generałów odbiegały wreszcie mocno od standardów przyjętych w krajach europejskich. Nie przypadkowo też gen. Rozwadowski skarżył się w liście opublikowanym na łamach „Warszawianki”, że: „Po iście rosyjskich celach więziennych na Dzikiej, pełnych zaduchów i robactwa, jesteśmy tu fizycznie lepiej umieszczeni, ale pod strażą podoficerów i prostych żołnierzy, na widoku i w pobliżu istotnych przestępców kryminalnych. Tak nie zamyka się ze względu na dyscyplinę w krajach cywilizowanych nawet najniższych oficerów, a cóż dopiero starszych zasłużonych jenerałów, właściwie tylko za dotrzymanie przysięgi i uczciwe choć bolesne wykonanie żołnierskiego obowiązku. Prócz Sowdepii nigdzie nie zamykano w ogóle jenerałów do więzienia, internując ich najwyżej czasowo we własnem mieszkaniu, nie dopuszczano się nigdy też rozmyślnie zniesławiającego, chyba tylko niską zemstą dyktowanego poniewierania, na jakie nas wystawiono”.


Wobec aresztowanych przeprowadzono także na łamach prasy piłsudczykowskiej i lewicowej wyrafinowaną kampanię zniesławiającą, której punktem kulminacyjnym było wydanie, około 30 maja nakładem tygodnika „Głos Prawdy”, broszury „Zbrodniarze”, której autorem był zapewne red. Wojciech Stpiczyński. Celem tej publikacji było skompromitowanie generałów Rozwadowskiego, Jaźwińskiego i Zagórskiego w oczach armii i opinii publicznej poprzez takie przedstawienie ich działalności w wojsku i gospodarce, które miało potwierdzać formułowane wobec nich zarzuty kryminalne lub honorowe. Nie ulega wątpliwości, że druk tego wydawnictwa musiał nastąpić z inspiracji lub za zgodą najwyższych władz wojskowych, bowiem anonimowy autor powoływał się na ściśle tajny raport szefa Korpusu Kontrolerów. Szef tej instytucji, gen. Roman Górecki, oburzony faktem ujawnienia swego raportu, postulował też w piśmie do marsz. Piłsudskiego wydanie odpowiednich zarządzeń w tej sprawie.


Wobec takiego rozwoju wypadków gen. Rozwadowski nie widząc możliwości dalszej pracy w wojsku postanowił z niego wystąpić. W liście do prezydenta Mościckiego (z 20 czerwca) generał prosił o przeniesienie w stan spoczynku. Chęć wystąpienia ze służby uzasadniał sytuacją w armii opanowanej przez „zakonspirowaną klikę, z której działalnością jako apolityczny wojskowy absolutnie pogodzić się nie mogę. Zresztą klika ta więzi mnie od czasu przewrotu majowego jedynie na podstawie lekkomyślnie rzuconych złośliwych podejrzeń, opartych tylko na fakcie, że poświęciłem, niestety, cały swój osobisty majątek dla ratowania podczas kryzysu ekonomicznego dwu pracujących dla państwa przedsiębiorstw. I choć krzywdzący mnie ciężko areszt śledczy trwa już blisko trzy miesiące, nie zdołano przecież sformułować dotychczas nawet sądowego aktu oskarżenia”.


Pismo to uwidacznia jednocześnie stosunek gen. Rozwadowskiego wobec stawianych mu zarzutów i toczącego się śledztwa. Postawę tę można nazwać wyzywającą, generał bowiem nie szukał kompromisu z nowymi władzami, nie pragnął jakiegoś nadzwyczajnego aktu łaski, a także odrzucał próby mediacji ze strony czynników obcych. Żądał natomiast sporządzenia aktu oskarżenia i szybkiego rozpoczęcia procesu, który mógł go oczyścić z zarzutów.


Podobną postawę przyjął gen. Zagórski, który w zażaleniu zgłoszonym do szefa Administracji Armii gen. Konarzewskiego, protestował przeciw bezprawnej rewizji dokonanej w jego mieszkaniu oraz żądał uchylenia aresztu śledczego i umożliwienia skutecznej obrony. W jednym z listów napisanych na początku 1927 r. generał pisał: „Wiemy doskonale, że wypuściliby natychmiast tak Generała [Rozwadowskiego – M.P.] jak i mnie, gdybyśmy się zobowiązali dobrowolnie wyjechać zagranicę i nie powracać do Polski, ale na to my znów nie pójdziemy. Nie uważamy bowiem, żeby ktokolwiek miał prawo wydziedziczać dwóch Polaków z ich Ojczyzny, dlatego tylko, że tak się … [Piłsudskiemu – M.P.] podoba”. Przez wiele miesięcy władze zwlekały jednak z przedstawieniem Rozwadowskiemu i Zagórskiemu aktu oskarżenia.


Dwaj pozostali więźniowie wileńskiego więzienia, generałowie Malczewski i Jaźwiński, początkowo także zajęli twarde stanowisko wobec władz. Gen. Malczewski oburzony faktem postawienia go w stan oskarżenia żądał w piśmie do Wojskowego Sądu Okręgowego m.in. „wszczęcia sądowo-karnych dochodzeń 1., Przeciw wszystkim, którzy w buncie kierowniczy udział brali, 2., Celem wyjaśnienia kto i od kiedy bunt wojskowy przygotowywał, oraz celem 3., Ujawnienia winnych mordów, rabunków i innych większych nadużyć”.


Sprawa eksministra stała się wkrótce przedmiotem gorących dyskusji prasowych i interpelacji sejmowych. Publicysta krakowskiego „Czasu”, zauważał z przekąsem, że gdyby nawet generałowi udowodniono winę, to grozi mu kara „co najwyżej dwu tygodni aresztu”. Posłowie domagali się natomiast wyłączenia sprawy spod jurysdykcji wojskowej i postawienia go przed Trybunałem Stanu, który, jak uzasadniano, był jedyną kompetentną instytucją powołaną do zbadania działalności generała na stanowisku ministra spraw wojskowych. Sprawa przetrzymywania generałów musiała budzić duże kontrowersje także wśród oficerów zatrudnionych w Wojskowym Sądzie Okręgowym w Warszawie. Już w lipcu 1926 r. szef Sądu płk Armiński surowo zakazywał podległemu personelowi informowania prasy o przebiegu sprawy oraz prowadzenia rozmów o sprawie w obecności osób trzecich.


W następnych miesiącach, po przedstawieniu aktu oskarżenia Malczewskiemu, spodziewano się rychłego rozpoczęcia rozprawy. Wkrótce na przewodniczącego sądu wyznaczono gen. Grubera, natomiast asesorów do tej rozprawy, wbrew wszelkim zasadom prawnym, powołał uwikłany w sprawę, sprawujący wówczas funkcję ministra spraw wojskowych, marsz. Piłsudski. Mimo kolejnych zapowiedzi rozpoczęcia procesu termin pierwszej rozprawy stale był odkładany. Fakt ten wywoływał niezadowolenie prasy opozycyjnej, która spodziewała się, że proces Malczewskiego przekształci się w sąd nad sprawcami zamachu. Obawiając się zapewne takiego rozwoju wypadków władze podjęły działania, które miały zapewnić kompromisowe rozwiązanie problemu.


Około 2 września w wileńskim więzieniu miała miejsce wizyta Józefa Piłsudskiego. Marszałek odbył rozmowy z generałami Malczewskim i Jaźwińskim, których treść została utajniona. Niebawem obaj generałowie zostali zwolnieni z aresztu. Jaźwiński opuścił więzienie 7 września 1926 r., a powodem szybszego zwolnienia, obok interwencji marszałka, mogła być zaostrzająca się choroba serca.


Gen. Malczewski wyszedł z więzienia nieco później 18 września 1926 r. W parę tygodni po tym, sprawa byłego ministra spraw wojskowych została umorzona uchwałą WSO nr I w Warszawie z dnia 6 listopada 1926 r. Wedle informacji zawartych w prasie, przyczyną umorzenia była opinia biegłych lekarzy wojskowych, którzy stwierdzili, że „gen. Malczewski nie jest psychicznie chory. Natomiast jest osobnikiem w wyższym stopniu neuropatycznym i w dniach majowych, w stosunku do zarzucanych mu w akcie oskarżenia czynów – znajdował się w przemijającym, chorobliwym afekcie znoszącym zupełnie jego poczytalność”.


Zgoda gen. Malczewskiego na takie rozstrzygnięcie sprawy została negatywnie oceniona zarówno przez jego przyjaciół jak i wrogów. Płk Adam Rozwadowski, zaangażowany w sprawę z racji bliskiego pokrewieństwa z gen. Rozwadowskim, zapisał w swym pamiętniku: „Malczewski histeryczna baba skapitulował i prosił o przebaczenie, że w roku 1926 śmiał się oprzeć Piłsudskiemu”. Natomiast gen. Żeligowski zapisał w swych notatkach miesiąc później, że Malczewski prosił go o audiencję. „Chce godzić rząd i prawicę. Zmienił orientację. Pewno skończy się na tem, że będzie prosić o przyjęcie go do wojska. No, jak to nazwać takiego jegomościa. Szedł przeciw Pił.[sudskiemu] jako Wódz Nacz. szedł na sznurku prawicy, bił się nierozmyślnie w Maju, demoralizował oficerów. Przegrał. Ale nie stracił honoru, szacunku ludzi. Traci go teraz. Zmienił orient.[ację] i (…) goni do zwycięzcy. Niesie nawet z sobą zgodę z prawicą. Cóż to za wartość moralna tego jegomościa? Zamiast tego ażeby pójść pracować (…) i zostać przy swoim zdaniu, robi to (…) i pokazuje że nie miał i nie ma żadnych przekonań, że jest najmitą, służy Panu a nie Polsce”.


Tymczasem gen. Rozwadowski, zniecierpliwiony brakiem odpowiedzi władz sądowniczych na kolejne wnioski o zwolnienie go z aresztu śledczego, ogłosił w prasie list do Wojskowego Sądu Okręgowego w Warszawie (z 18 września 1926 r.). W piśmie tym zarzucił sądom wojskowym brak kompetencji w sprawach handlowych i zażądał przekazania sprawy Zrzeszenia Pracy do decyzji Sądu Handlowego oraz zwolnienie go z aresztu. „Zemsta – pisał generał – wywierana tak widocznie przez przetrzymywanie dalsze za kratkami nas starszych i zasłużonych jenerałów jedynie z powodu uczciwie i należycie wypełnionego żołnierskiego obowiązku, nie licuje ani z wysokiem stanowiskiem p. Marszałka, ani z godnością właściwego Dowódcy, ani też z powagą Sądu Wojskowego, zaś szkodzi szczególnie interesom Armii oraz całej Rzeczypospolitej”.


Wystąpienie Rozwadowskiego spotkało się z krytyką dowództwa wojskowego, toteż do wcześniejszych zarzutów przeciw niemu dołączono kolejny „o nieposzanowanie władzy wojskowej”. Jednocześnie władze uniemożliwiały Rozwadowskiemu przejście w stan spoczynku, co ułatwiłoby, zdaniem adwokatów, przeniesienie jego sprawy do kompetencji bardziej niezależnych sądów cywilnych. Do rozstrzygnięcia przed sądem wojskowym pozostałyby wówczas, jak twierdzono, jedynie wspomniana kwestia „nieposzanowania władzy wojskowej” oraz wcześniejsza sprawa obrazy rusznikarza wojskowego, którego generał miał nazwać „starym niedołęgą”.


12 października 1926 r. Wojskowy Sąd Okręgowy nr 1 wydał też orzeczenie, w którym stwierdzono, ze wobec ukończenia śledztwa i przesłania aktów do prokuratora wojskowego odpadły powody utrzymania aresztu śledczego nad gen. Rozwadowskim z § 171 pkw (obawa matactwa). Mimo to generał nie opuścił więzienia, z polecenia prokuratora wojskowego nadal był przetrzymywany z racji jak twierdzono „interesów wojska pierwszorzędnej wagi”.


Tymczasem w społeczeństwie zwiększało się niezadowolenie z powodu długotrwałego przetrzymywania Rozwadowskiego i Zagórskiego oraz rosła nieufność wobec obozu marszałka Piłsudskiego. Więzienie generałów, jawnie kłócące się z zasadami praworządności, odsłaniało bowiem fasadowość zasad „sanacji moralnej” i sprawiedliwości – haseł, którymi szermował marszałek, uzasadniając dokonany przewrót. Nieprzypadkowo marszałek Rataj, po rozpoczęciu sesji jesiennej Sejmu w 1926 r., notował: „Więzienie generałów – Malczewskiego, Rozwadowskiego, Zagórskiego – komentowane było i odczuwane przez społeczeństwo bardzo boleśnie. Posłowie przyjechali z uszami pełnymi skarg i wyrzutów na uległość”. Sprawę generałów, zwłaszcza Malczewskiego, poruszył w gwałtownej mowie skierowanej przeciw rządowi poseł ZLN Jerzy Zdziechowski. Niebawem (1 X 1926 r.) poseł ten został pobity we własnym mieszkaniu przez nieznanych sprawców w wojskowych mundurach.


W obronę Rozwadowskiego i innych generałów zaangażowana była od początku prasa opozycyjna. Szczególną rolę w tym względzie pełnił wydawany w Krakowie chadecki „Głos Narodu”, którego redaktor Jan Matyasik zagorzale zwalczał dyktaturę Piłsudskiego oraz piętnował brak działań na rzecz uwolnienia sławnego generała.


W końcu 1926 r. nasiliła się także akcja petycyjna w obronie Rozwadowskiego. Zgodnie z życzeniem więźnia, w działaniach tych uczestniczyły przede wszystkim różnego typu stowarzyszenia społeczne, które żądały szybkiego rozpoczęcia procesu oraz zwolnienia uwięzionego. W grudniu 1926 r. na ręce marszałka Senatu Trąmpczyńskiego trafiła petycja Zjednoczenia Polskich Chrześcijańskich Towarzystw Kobiecych z żądaniem uwolnienia gen. Rozwadowskiego, który od „pół roku bez sądu jest więziony”. Na wniosek marszałka Senacka Komisja Spraw Zagranicznych i Wojskowych uchwaliła jednomyślnie petycję tę przedstawić rządowi do uwzględnienia. W styczniu sprawa petycji Towarzystw Kobiecych została przedstawiona także na posiedzeniu plenarnym Senatu. W długiej mowie senator Marian Kiniorski porównał postępowanie prokuratury wojskowej w sprawie Rozwadowskiego m.in. do dawnych praktyk w sądach rosyjskich i po przedstawieniu dostępnych w sprawie dokumentów poparł wniosek Komisji Spraw Zagranicznych i Wojskowych o przedstawienie petycji rządowi do uwzględnienia. Wniosek został przyjęty większością głosów przy wstrzymaniu się posłów PPS i PSL „Wyzwolenie”.


W następnych miesiącach interwencje na rzecz uwięzionych gen. Rozwadowskiego i gen. Zagórskiego zaczęły pojawiać się lawinowo. Rezolucję w sprawie uwolnienia więzionych przyjęła Rada Naczelna Polskiego Stronnictwa Chrześcijańskiej Demokracji. Sprawę generałów, zwłaszcza Rozwadowskiego, poruszano wielokrotnie na posiedzeniach Senatu i Sejmu, odezwę w tej kwestii ogłosił „czerwony” generał Bolesław Roja, interweniował ks. Zdzisław Lubomirski, a z listem otwartym do marszałków Sejmu i Senatu wystąpiły również znane osobistości Krakowa.


Wielkim echem odbiło się także wystąpienie, znanego z sympatii dla Piłsudskiego rektora Uniwersytetu Wileńskiego – prof. Mariana Zdziechowskiego, który w maju 1926 r. wysuwany był nawet przez marszałka na fotel Prezydenta RP. W kwietniu 1927 r. profesor napisał w obronie generałów Rozwadowskiego i Zagórskiego głośną broszurę zatytułowaną „Sprawa sumienia polskiego”, w której szczegółowo przedstawił więzienne losy Rozwadowskiego i Zagórskiego.


Tymczasem Rozwadowski z determinacją obserwował wydarzenia rozgrywające się poza więzienną celą, oczekując na akt oskarżenia. Okres spędzany w więzieniu starał się wykorzystać, spisując wspomnienia z czasów I wojny światowej oraz pracując nad projektem bomby lotniczej. Dużo czasu poświęcał także na różnoraką lekturę. Gen Zagórski w tym samym czasie opracowywał wybrane epizody z czasów wojny polsko-bolszewickiej, które drukowane były w „Szańcu”.


Mimo cenzury więźniowie Antokolu utrzymywali kontakt ze światem; za pośrednictwem odwiedzających ich gości uruchomili tajną pocztę. W przemycanych listach Rozwadowski pisał o swym pobycie m.in. do ciotki Marii Rozwadowskiej: „Ja tu staram się rekolekcje moje przymusowe wyzyskać jak najlepiej. Pracuję zawzięcie, przeprowadzam kurację racjonalną i staram utrzymać w zdrowiu, dobrem, silnem usposobieniu i pogodzie ducha. Mam czyste całkiem sumienie, a te chwilowe prześladowania mnie nie złamią; kpię sobie z nich i traktuję jak najobojętniej!”.


W korespondencji generał bardzo krytycznie oceniał także zmiany zachodzące w wojsku po maju. Szczególnie piętnował nasilającą się w początkach 1927 r. akcję zwalniania oficerów, którą uruchomiono na mocy zmienionej ustawy emerytalnej, obniżającej granicę wieku przechodzących na emeryturę wojskowych. Obok dowódców rzeczywiście nieudolnych, z polecenia marszałka często przenoszono w stan spoczynku oficerów wartościowych, miejsce których zajmowali najczęściej wierni Piłsudskiemu legioniści.


Rozpoczęty po maju proces zwalniania oficerów ze służby wojskowej spowodował nieoczekiwany zwrot w sprawie Rozwadowskiego. W „Dzienniku Personalnym” nr 5 z 1927 r. generał znalazł się na pierwszym miejscu wśród oficerów, których miano przenieść z dniem 30 kwietnia 1927 r. w stan spoczynku. W oznaczonym terminie generał został wreszcie zwolniony z wojska, o co zabiegał bezskutecznie od czerwca 1926 r. Korzystając ze zmienionej sytuacji generała, mecenas Dwernicki ponownie wystąpił do sądu o zniesienie aresztu śledczego. Pod wpływem tych działań WSO nr 1 kolejny raz (7 maja) skierował wniosek do właściwego dowódcy, tj. generała Konarzewskiego o uchylenie aresztu lub przedstawienie do 12 maja względów wojskowych, które stałyby temu na przeszkodzie. W tym samym czasie generał otrzymał także długo oczekiwany akt oskarżenia, jednak termin procesu nadal nie został określony.


W wyniku tych ostatnich interwencji i ku zaskoczeniu samego więźnia 18 maja 1927 r. Rozwadowski został wypuszczony na wolność. Relacja z wydarzeń tego dnia zachowała się w liście gen. Rozwadowskiego do Adama Rozwadowskiego z 20 maja 1927 r. „Zawieziony tajemniczo przedwczoraj wieczorem prost z wileńskiego pociągu do Belwederu otrzymałem z rąk p. ministra wojny orzeczenie sądowe zwalniające mnie z aresztu prewencyjnego, a w zamian podpisałem tylko zobowiązanie stawienia się sądowi, gdy tylko będzie potrzeba. Marszałek pytał tylko jeszcze o powody mianowania Malczewskiego oraz o dokumenty wydane przeze mnie gen. Kukielowi (które go zdaje się bolą najwięcej, bo podobno stara się ciągle urabiać je korzystniej dla siebie), a ja dopiero na odejściu sam sprawę podniosłem, oświadczając: »byłem i pozostanę legalistą, wypełniałem tylko ciężki obowiązek jak należało, a oczekuję teraz po zbyt długim śledztwie przewodu sądowego i nic innego nie żądam«… poczem, ukłonem wzajemnem rozstaliśmy się całkiem chłodno…”. Zwolnienie Rozwadowskiego zostało rozmaicie przyjęte przez prasę, wszędzie jednak podkreślano rangę tego wydarzenia.


Ostatni z uwięzionych gen. Włodzimierz Zagórski pozostawał w więzieniu do 6 sierpnia 1927 r. Tego dnia opuścił swą celę w towarzystwie oficerów, którzy mieli za zadanie konwojować go do Warszawy. Po przybyciu do stolicy generał nieoczekiwanie zaginął. Władze wojskowe niezwłocznie oskarżyły go o dezercję i ucieczkę za granicę, jednak w grę wchodził najprawdopodobniej mord polityczny. Liczne interwencje osób i organizacji domagających się wyjaśnienia tej sprawy nie przyniosły rezultatu.


Ostatecznie żaden z generałów przetrzymywanych w wileńskim więzieniu nie doczekał rozprawy sądowej. Próżno czekał na swój proces gen. Tadeusz Rozwadowski, który zmarł rok później, 18 października 1928 r., w lecznicy św. Józefa przy ul. Hożej w Warszawie. Dopiero w 1930 r. Sąd Honorowy dla Generałów umorzył postępowanie wobec gen. Rozwadowskiego co uzasadniono jego śmiercią.


Równie dramatycznie potoczyły się losy gen. Bolesława Jaźwińskiego. W październiku 1927 r. sprawa generała została wyłączona ze sprawy nadużyć w Wojskowym Instytucie Geograficznym (WIG). Generał miał odpowiadać, jako starszy stopniem, przed sądem złożonym z generałów. Sprawa szefa WIG ciągnęła się następnie przez cały 1928 r. i, jak zapowiadały władze, proces ten miał się rozpocząć po osądzeniu jego podwładnych. Z dniem 30 listopada 1928 r. gen. Jaźwiński został przeniesiony w stan spoczynku, co spowodowane było zaawansowaną chorobą serca. W następnych latach, najprawdopodobniej z powodu przeżyć więziennych, gen. Jaźwiński został porażony paraliżem prawej połowy ciała, a to w konsekwencji doprowadziło do przedwczesnej śmierci 24 kwietnia 1935 r. w Buczku.


Sprawa gen. Malczewskiego jak już wspominałem została umorzona w 1926 r. Po wyjściu na wolność generał udał się do Poznania gdzie udzielał się, wraz z gen. Józefem Hallerem i Józefem Dowbor-Muśnickim, w Komitecie Obrony Państwa. Z początkiem 1927 r. gen. Malczewski został przeniesiony w stan spoczynku i w następnych latach mieszkał we Lwowie, gdzie najprawdopodobniej zastał go wybuch II wojny światowej. Po rozpoczęciu okupacji generał został aresztowany przez Sowietów i najprawdopodobniej zamordowany w 1940 r.


Wymienieni generałowie najprawdopodobniej nie byli jedynymi ofiarami przeprowadzonego w maju 1926 r. zamachu. Długo po tym wydarzaniu w tajemniczych okolicznościach umierali oficerowie i generałowie, którzy pochodzili z armii austriackiej lub związani byli z wywiadem wojskowym i wiedzieli, jak można się domyślać, zbyt wiele.


Ppłk Stanisław Laudański był w latach wojny polsko-bolszewickiej szefem sekcji politycznej Oddziału II Sztabu Generalnego (wywiad wojskowy), później służył w Biurze Historycznym Sztabu Generalnego WP gdzie gromadził m.in. materiały z wojny polsko bolszewickiej, a następnie był oficerem, w dowodzonym przez gen. Rozwadowskiego, Generalnym Inspektoracie Kawalerii. Zmarł śmiercią samobójczą w nocy z 1 na 2 sierpnia 1926 roku. W liście do szefa X Departamentu miał podać jako powód samobójstwa „psychiczny rozstrój”.


Kolejnym zagadkowym przypadkiem był zgon gen. Jana Thullie – byłego oficera armii austriackiej. Wymieniony na przełomie 1918 i 1919 r. był szefem sztabu w dowodzonej przez gen Rozwadowskiego „Armii Wschód”, a w 1925 r. kandydatem na stanowisko ministra spraw wojskowych. Zmarł 22 października 1927 r. i jak podano – w wyniku zatrucia rybą na poligonie.


W dość niezwykłych okolicznościach doszło także do śmierci gen. Jana Hempla – w czasach austriackich szefa Biura Wywiadowczego I Korpusu w Krakowie. 22 września 1932 r. generał miał popełnić samobójstwo podczas polowania w Potoku w pow. krośnieńskim.


Do grupy tej należy także zaliczyć gen. Oswalda Franka, również oficera Biura Wywiadowczego austriackiego I Korpusu w Krakowie. Wymieniony zmarł 7 grudnia 1934 r. w wyniku powikłań (skrzep) po „udanej operacji” przeprowadzonej w jednym z poznańskich szpitali. Być może, ciągle prowadzone przez historyków badania, choć w części pozwolą wyjaśnić faktyczne okoliczności śmierci wymienionych oraz pokazać rozmiary czystki przeprowadzonej po zamachu majowych w polskiej armii.

Zamach majowy 1926 r. i jego konsekwencje. Pozamachowe losy gen. Rozwadowskiego i jego współpracowników